Bytom: Prąd zabił siedmioletniego Pawełka na oczach rodziców (ZDJĘCIA!)

2010-08-26 9:25

Dla kochającego rodzica nie ma nic bardziej wstrząsającego niż śmierć własnego dziecka. Jak więc opisać ogrom tragedii, która wydarzyła się na jednym z bytomskich podwórek? Pan Tomasz K. (35 l.) widział, jak jego pełen życia syn radośnie gra w piłkę z kolegami.

Nagle chłopiec zbliżył się do baraku ustawionego przez remontujących sąsiednią kamienicę budowlańców. Chłopiec dotknął ogrodzenia, a wtedy stało się coś strasznego. Malec został porażony prądem. Przez niechlujstwo albo nawet celowy zabieg robotników płot był pod napięciem. Pawełek (+7 l.) mimo godzinnej reanimacji lekarzy zmarł na rękach zrozpaczonego ojca.

Pawełek za kilka dni po raz pierwszy miał iść do szkoły. Cieszył się, że będzie chodził do klasy sportowej, bo każdą wolną chwilę spędzał, grając z innymi dzieciakami w piłkę i hokeja.

Kabel wisiał na metalowym płocie

Feralnego dnia dochodziła godz. 16. Na niewielkim, zaniedbanym skwerku pomiędzy blokami przy ul. Rajskiej w Bytomiu Pawełek i grupka innych dzieci także grali w piłkę. Nad malcami czuwał Tomasz K., ojciec Pawełka. W pewnym momencie kopnięta piłka poturlała się pod ocynkowany płot zabezpieczający kontener postawiony przez firmę budowlaną. Za piłką pomknął Paweł.

Kiedy jedna z rączek chłopca dotknęła metalowego ogrodzenia, przez ciało malca przeszedł prąd o napięciu 220 woltów. Paweł wydał z siebie krótki krzyk, a jego ciało w sekundę zwiotczało. Przerażony ojciec rzucił się na pomoc. Także on został porażony prądem, ale zdołał oderwać Pawełka od zabójczego ogrodzenia. Zanim ratownicy pojawili się na miejscu, ojciec desperacko walczył o życie syna. Potem jeszcze przez godzinę załoga karetki reanimowała malucha. Niestety...

Reanimacja się nie powiodła

Po godzinie wysiłków zrozpaczony Tomasz K. usłyszał od lekarza słowa, które zepchnęły go w otchłań rozpaczy. Pawełek nie żył. Ojciec wziął ciało syna na ręce. Nie potrafił rozstać się ze swym najukochańszym skarbem. - Zmarł mi na rękach, mój własny syn - rozpaczał Tomasz K. Dlaczego płot okalający pomieszczenie dla robotników był pod napięciem, ma wyjaśnić śledztwo prokuratury.

Prąd o napięciu 220 woltów został doprowadzony do kontenera dla robotników przez nich samych. Kabel wisiał nad ziemią i opierał się o kontener. Prokuratura bada dwie hipotezy, obie są szokujące. - Prowadzimy śledztwo pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że albo doszło do wyjątkowego niechlujstwa przy podłączaniu prądu do kontenera, w wyniku czego nastąpiło przebicie, albo nawet płot został przez kogoś celowo podpięty do prądu, żeby zabezpieczyć materiały budowlane przed kradzieżą - zdradza prokurator rejonowy w Bytomiu Artur Ott.

Remont bloku przy ul. Rajskiej w Bytomiu przeprowadza firma REMBUD. Jej właściciel Patryk W. unikał wczoraj dziennikarzy. Wyłączył telefon.

Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Bytomiu po wtorkowej tragedii wstrzymał prace remontowe. Zdaniem inspektoratu budowlańcy nie mieli zgody na przyłączenie kabla z napięciem do kontenera.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki